Skip to main content
Wspólnota nie jest celem, ale środkiem – mówi Martine Laffitte-Catta, współzałożycielka Wspólnoty Emmanuel. – Samotny chrześcijanin może być smutny. Rozmawia Barbara Gruszka-Zych
 
Artukuł z GN 31/2014

Chrześcijanin w pojedynkę jest zagrożony – mówi Laffitte-Catta, francuska lekarka, już na emeryturze. – Podtrzymujemy się w miłości Boga, w trwaniu w dobrym i ewangelizowaniu. W 1972 r. w Paryżu z Pierrem Goursat, krytykiem sztuki, później przez lata żyjącym z wyboru jako celibatariusz, założyła Wspólnotę Emmanuel, która dziś liczy 7 tys. członków i działa w 80 krajach. Jej mąż Herve-Marie Catta włącza się w pracę ewangelizacyjną za pomocą internetu, bo ze względu na stan zdrowia nie może już jeździć z nią na spotkania. – Staramy się żyć, głosząc Pana Jezusa we własnym środowisku – w pracy, w szkole – opowiada założycielka. Rodziny i młodzież Wspólnoty Emmanuel spotykają się na zgrupowaniach modlitewnych, rekolekcjach, wspólnie się modlą i spędzają wolny czas. – Można rozmawiać o Bogu z sąsiadami, sprzedawcami w osiedlowych sklepach, z przechodniami – tłumaczy. – Wystarczy się do nich zwrócić: „Niech cię Bóg błogosławi!”. Choć u nas, w świeckiej Francji, to brzmi wręcz rewolucyjnie.

– Ksiądz Twardowski napisał: „Nie przyszedłem pana nawracać”, my też nie wchodzimy w życie innych z butami – mówi Michał Gierycz, odpowiedzialny za 400-osobową Wspólnotę Emmanuel w Polsce. – W ewangelizacji ważne jest nie tylko to, że my niesiemy przesłanie, ale i to, żeby dostrzegać Pana Jezusa w drugim człowieku. Nie musimy mu dawać rozwiązań na wszelkie bolączki, ale powinniśmy z nim być, niezależnie od tego, jakie ma poglądy.

Członkowie wspólnoty wychodzą ze słowami o Bogu na ulice miast. – Na początku jedno z „naszych” małżeństw zaproponowało taką misję uliczną, ale wszyscy się przelękli i po jakimś czasie ta najlepsza, ale zamknięta na świat grupa padła – opowiada Martine Laffitte-Catta. – My sami się ewangelizujemy, kiedy innym głosimy Jezusa, to nasz chrzest bojowy. Któregoś dnia właśnie na ulicy spotkała dziewczynę, która przyznała, że nawróciła się 7 lat temu dzięki ich wspólnocie. „Przedtem żyłam niezbyt pięknie, ale od 7 lat codziennie proszę Pana, żeby dawał mi okazję mówić o Nim nieznajomym. I spełnia moją prośbę, dlatego jestem radosna” – wyznała. Wtedy pomyślałam, że to ja – założycielka wspólnoty – zostałam przez tę dziewczynę pouczona i pokrzepiona.

W rozpędzonym samochodzie

Do wspólnoty należą też duchowni, ale gros to ludzie świeccy. – Zakładaliśmy ją we dwoje, ale kiedy szybko zaczęła się rozrastać, Pierre powiedział: „To przerażające! – wspomina Martine Laffitte-Catta. – Czuję się, jakbym siedział w rozpędzonym samochodzie, który nabiera coraz większej prędkości! Na szczęście Ktoś inny siedzi za kierownicą!”. Jego życie było związane z Maryją. Urodził się w uroczystość Wniebowzięcia NMP, a zmarł w Zwiastowanie. Nazwę wspólnoty zaczerpnęli z Księgi Izajasza: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel”. A Emmanuel znaczy „Bóg z nami”. – Pierre nieraz powtarzał: „Każde doświadczenie może służyć dobru” – opowiada Laffitte-Catta, która była jego duchową siostrą. Sam w młodości chorował na gruźlicę. – Gdybyś był zdrowy, to byś nas wykończył tempem swojej pracy – żartował mąż Martine. Pierre Goursat zachęcał członków wspólnoty, żeby nie szli za modą świata. „Boisz się, że źle wypadniesz? Powiedz, komu chcesz się spodobać? Masz się podobać Bogu – powtarzał.

Michał Gierycz z Warszawy przed wstąpieniem do wspólnoty chodził do kościoła, ale nie zastanawiał się nad tym, czy Bóg jest fundamentem jego życia. Był po liceum, kiedy w 1997 r. wybrał się na Światowe Dni Młodzieży do Paryża. Poprzedziło je Forum Młodych w Altötting w Niemczech. – Wtedy odkryłem obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie – wspomina. – Nie zapamiętałem wykładów, ale to, że dużo czasu spędzałem przed Jezusem Eucharystycznym, doświadczając, że Bóg jest blisko, że się o mnie troszczy. Na studiach zacząłem się angażować w organizowanie takich mini-Światowych Dni Młodzieży przez Wspólnotę Emmanuel. Odkąd ożenił się z Kasią, już wspólnie biorą udział w jej życiu. – W naszej wspólnocie panuje normalność – mówi. – Żyjemy w świecie, z ludźmi, ale przede wszystkim próbujemy żyć jak najbliżej Pana Jezusa. Na ile pozwala na to życie zawodowe i rodzinne, staramy się być często, najlepiej codziennie, na Mszy św. i adoracji, choć nie zawsze nam się to udaje. Mają czwórkę małych dzieci, które trzeba odprowadzić do przedszkola. Żeby zdążyć na Mszę św. przed pracą, niekiedy musi wstać przed 6 rano. Tak jak inni członkowie wspólnoty każdego dnia robią wszystko, by uczestniczyć w adoracji Najświętszego Sakramentu. – To bardzo ważne – podkreśla Gierycz. – Z adoracji rodzi się współodczuwanie, patrzenie oczyma innych, nie tylko swoimi. Ona też pomaga dobrze wejść w rytm życia domowego. Z pracy zabiera się wiele rzeczy w głowie. Jeśli w kościele zostawię je przed Panem Jezusem, w domu łatwiej mi być dla bliskich.

Pan wszystko wie

Ewa Macała dwa lata temu skończyła inżynierię środowiska i pracuje w Urzędzie Miasta Wrocławia, w dziale ds. projektów środowiskowych. W lipcu tego roku pełniła funkcję rzeczniczki prasowej na organizowanym w Częstochowie Europejskim Forum Młodych Wspólnoty Emmanuel. Poznała wspólnotę, kiedy jako 17-latka w 2004 r. pojechała na zgrupowanie w Wadowicach, przed Światowymi Dniami Młodzieży w Kolonii. Wspomina, że to był dla niej przełom w relacji z Panem Bogiem. – Już podczas pierwszego koncertu trafiło do mnie wielokrotnie słyszane zdanie, że Jezus oddał za nas życie – mówi. Podczas spotkań wiele czasu spędzała na adoracji Najświętszego Sakramentu. – Dotarło do mnie, że to spotkanie z Przyjacielem – opowiada. – Wiem, że Pan Bóg wszystko już o mnie wie, ale głośno wypowiadałam przed Nim swoje życie. Tak jakbym robiła rachunek sumienia, ale z nastawieniem, by nie szukać w sobie czegoś brudnego, tylko przynieść Mu swoją dobrą codzienność. Co roku uczestniczy w młodzieżowych spotkaniach formacyjnych. – Moje życie trochę się różni od życia moich rówieśników – przyznaje. – Otwarcie, także w pracy, mówię o Chrystusie, staram się o Nim świadczyć. Moi koledzy z Urzędu wiedzą, że przyjechałam tutaj, żeby się modlić, i to akceptują.

Uważa, że ewangelizacja to także upominanie, kiedy widzi się, że ktoś z kolegów wpada w grzech. Raz zaczęła uświadamiać kolegę ze studiów, który palił trawkę i dziwił się, że jego dziewczyna ma z tym problem. „Uważam, że uciekasz od rzeczywistości, że wchodzisz w uzależnienie” – zwracała mu uwagę. Widziała, że nie jest mu to w smak, ale starała się go przekonać.

– Wśród naszych znajomych są niewierzący – mówi Michał Gierycz. – Jedno z tych małżeństw podziwiam za sposób, w jaki wychowują dzieci, jak potrafią jednocześnie być stanowczy i szanować ich wolność. – Odkrywamy, że ludzie spoza Kościoła dają nam szansę nawrócenia. Z drugiej strony oni też widzą, że Bóg jest w centrum naszego życia. Wspólnota wytycza nam drogę – jest pewna Ewa Macała. – Razem łatwiej iść.

Artukuł z GN 31/2014